Rozmawa z Krzysztofem Bernaciakiem, prokurentem w AMB Technic. Sukces jest zawsze w budowie
AMB Technic od 27 lat specjalizuje się w technologiach precyzyjnego i powtarzalnego dozowania płynów montażowych.
To rodzinne przedsiębiorstwo. Proszę opowiedzieć o początkach działalności.
Początki działalności sięgają stycznia 1995 r., wówczas mój tata Marek Bernaciak zrezygnował z pracy na etacie i założył firmę, jednoosobową działalność gospodarczą, AMB Marek Bernaciak. Tutaj jest wątek romantyczny – AMB to inicjały mojej mamy, Agnieszki Marii Bernaciak.
Kiedy mój tata już pracujący w branży sprzedaży klejów spotkał się z przedstawicielem jednego z dostawców odpowiadającego za urządzenia do precyzyjnego i powtarzalnego dozowania klejów – nastąpił przełomowy moment w działalności, a współpraca zaowocowała skoncentrowaniem się na sprzedaży tych urządzeń. Na początku lat dwutysięcznych zatrudnił pierwszych współpracowników, z czego jedna osoba z tego okresu pracuje z nami po dzień dzisiejszy.
Jakie kluczowe wartości składają się na DNA państwa firmy?
Tutaj przede wszystkim jest to profesjonalizm i poczucie odpowiedzialności. Profesjonalizm w zakresie obsługi klienta, doboru odpowiedniej oferty produktowej. W misji naszej firmy jest jasno napisane, że bierzemy odpowiedzialność za to, co sprzedajemy i nie unikamy tej odpowiedzialności. Jeżeli pojawiają się problemy, to odbieramy telefon od klienta tak samo chętnie, jak mielibyśmy odebrać go w momencie przyjęcia kolejnego zamówienia. W ten sposób staramy się dbać o relacje biznesowe nie tylko w tych przyjemnych momentach, ale również w tych trudnych, które wymagają naprawy czy czasem przyznania się do błędu, który popełniliśmy i musimy ponieść jego konsekwencje.
Jak to jest prowadzić rodzinny biznes? Czy życie prywatne nie za mocno przeplata się z tym zawodowym?
Oczywiście, że się przeplata. Ale w każdej pracy aspekt zawodowy przenika do naszego życia prywatnego. Pracujemy po osiem, dziesięć godzin na dobę, robimy różne rzeczy, mamy swoje emocje, sukcesy, chwile cięższe i to zupełnie naturalnym jest, że w domu chcemy opowiedzieć, podzielić się naszym dniem z bliskimi. Tak samo chętnie słuchamy, jak minął ich dzień.
To, że prowadzimy firmę rodzinną jest po prostu kolejnym wymiarem naszych relacji – czasem łączącym, czasem generującym jakieś konflikty. Możemy mieć odmienne zdania, ale ostatecznie wiemy, że gramy do wspólnej bramki. Wiemy, że nasza codzienność zależy od tego, jak dobrze ze sobą współpracujemy lub na ile będziemy musieli wziąć na siebie konsekwencje złych decyzji.
Czy wiedział pan od początku, że będzie pracował razem z rodzicami? Czy może wręcz przeciwnie – nie brał Pan tego pod uwagę?
Rodzice nie namawiali nas do pracy razem z nimi, zostawili nam swobodę wyboru. Mój tata zachęcał nas do wykonywania różnych działań w firmie, czasem mniej ważnych, czasem bardziej istotnych, ale głównie chodziło o to, żeby nas czymś zająć. Młodemu człowiekowi czasem jest potrzebny pomysł na siebie samego, czasami można się zagubić w dorastającej rzeczywistości, mieć zastój i wtedy wskazanie drogi przez kogoś doświadczonego, podpowiedzenie może zrobiłbyś u mnie w firmie to i to jest bardzo cennym drogowskazem. Dokładnie tak było w moim przypadku. Rodzice zapraszali nas do różnych działań. Czasem je podejmowaliśmy, czasem nie. Ale powoli zaczynaliśmy uczestniczyć w firmowej rzeczywistości, zaczynaliśmy być jej częścią. To dało mi wielką szansę zawodową. 12 lat temu dzięki firmie mojego taty mogłem wraz z moją siostrą pojechać na staż do jednego z naszych dostawców, do Stanów Zjednoczonych i spędzić tam bardzo owocny czas nie tylko prywatnie, ale również zawodowo. Nauczyć się czegoś, poznać nowych ludzi, połknąłem wówczas bakcyla, uświadomiłem sobie, że jest to bardzo interesujące i chętnie zajmę się tym zawodowo. Zupełnie inaczej spojrzałem na to, co robił mój tata, spojrzałem na niego jako na specjalistę od dozowania płynów montażowych i podjąłem jedną z najważniejszych decyzji
w moim życiu, świadomą decyzję, że chcę pracować razem z rodzicami. To dała mi rodzinna firma – wskazanie drogi.
Firma rodzinna kojarzy się z bezpieczeństwem. Ale czy naprawdę tak jest? W razie niepowodzenia pracę może wtedy stracić cała rodzina. Póki firma ma sukcesy, zarabia pieniądze, zarabia cała rodzina. Ale jeśli upadnie, pracę stracą wszyscy…
Zgadzam się z tym jak najbardziej, rodzinna firma to i olbrzymie zalety, ale i ryzyko. Mój znajomy przedsiębiorca właśnie z tego względu podjął decyzję, aby nie włączyć żony do współpracy w jego firmie i aby obrała inną ścieżkę kariery zawodowej. Firma może mieć ugruntowaną pozycję rynkową, stałych klientów, wiele lat doświadczenia, zatrudniać profesjonalistów, a i tak coś, na co nie mamy wpływu, może spowodować upadek działalności.
I to prawda – jeśli firma upadnie – upadniemy my wszyscy. Ale tak samo możemy stracić pracę będąc zatrudnieni u kogoś obcego. Trzeba po prostu wierzyć w sukces!
A jaki jest przepis na sukces rodzinnej firmy?
Sukces jest moim zdaniem zawsze w budowie. I to nie jest jakiś stały punkt, w którym można powiedzieć, że osiągnąłem sukces. Bo niczym Biblijna przypowieść o zbieraniu plonów i świętowaniu może się skończyć po prostu śmiercią. Więc moim zdaniem nie ma czegoś takiego jak sukces. Jest może tymczasowy sukces, a tak naprawdę on zawsze jest w budowie. To jest zawsze wynik pracy, którą dana jednostka lub zespół jednostek podjął. Natomiast sukces w firmie rodzinnej to chyba przede wszystkim świadomość bliskości relacji. Skierowałbym się ku satysfakcji i jednocześnie takiej pomyślności w prowadzeniu biznesu czy współpracy w firmie rodzinnej. Na pewno nie da się tego osiągnąć, nie dbając o relacje ogólnie. Trzeba zadbać o aspekty nie tylko biznesowe, ale przede wszystkim o bliskość relacji. O to, żeby po prostu siebie lubić w takim zupełnie innym stopniu. Bo możemy lubić kolegów, ale gdzieś tam mieć tę granicę, bo w końcu są tylko kolegami. Ale jeżeli nie lubimy członków własnej rodziny, to to nielubienie jest dużo głębsze, niż w przypadku nielubienia kolegi z pracy czy ze szkoły. Jeśli nie zadbamy o te relacje, nie będziemy fajną rodziną, w której chcemy spędzać czas, w której chcemy dzielić się różnymi rzeczami, tymi pozytywnymi i tymi trudnymi, to to się nie przełoży na jakąkolwiek pomyślność we wspólnym przedsięwzięciu, jakim jest prowadzenie firmy.
Pracownicy są bardzo ważną wartością dla firmy. W jaki sposób dbacie o ich rozwój?
Tak, zgadza się. Rozwój pracownika, właściwie rozwój współpracownika, tak jak my patrzymy w AMB Technic na ten aspekt działalności, jest dla nas bardzo istotny. Mówiąc o podstawach, staramy się zapewnić jak największą wiedzę i wsparcie w zakresie realizowanych obowiązków, czyli wiedzę specjalistyczną w zakresie sprzedawanych produktów, ale również systemów wspierających, systemów CRM, systemów zarządzania gospodarką magazynową, wiedzę dla działu administracji z zakresu księgowości i wsparcia w prowadzeniu biznesu. To są takie wręcz podstawowe kompetencje. Staramy się oczywiście dostarczyć jak najlepsze narzędzia do realizacji tych zadań – od wyposażenia, komputerów, telefonów poprzez sprzęt dla działu technicznego, wszelkiego rodzaju narzędzia, park maszynowy i techniczny, przechodząc do umiejętności miękkich, czyli z zakresu obsługi klienta, komunikacji, negocjacji czy ogólnie rozwoju osobistego i psychologicznego.
AMB Technic słynie z tego, że jest bardzo dobrym pracodawcą. Proszę podpowiedzieć, jak to osiągnąć?
Sądzę, że najistotniejsza jest przede wszystkim jasność i przejrzystość zasad obowiązujących w firmie oraz stosowanie się do nich. Nie tylko oczekiwanie od współpracowników, aby oni stosowali się do wyznaczonych reguł, ale by dotyczyły one bez wyjątku wszystkich – począwszy od właścicieli przedsiębiorstwa, członków zarządów, poprzez management, a skończywszy na osobach położonych najniżej w hierarchii. To jest bardzo istotne z naszego punktu widzenia. W wielu firmach stosowanie się do kodeksu zasad dotyczy jedynie szeregowych pracowników, a takie podejście jest demotywujące i deprecjonujące każdego człowieka. Dla nas tak samo ważny jest pracownik szeregowy, jak i na kierowniczym stanowisku – bez jednego i bez drugiego firmy po prostu by nie było.
Co powiedziałby pan tym wszystkim przedsiębiorcom, którzy dopiero myślą o założeniu rodzinnej spółki?
Jeżeli dopiero myślą, to niech się zastanowią, czy to najlepszy możliwy krok. Firma rodzinna nie może się różnić niczym od normalnej firmy. Musimy zatrudniać się świadomie. A to, że jesteśmy w jakiejś relacji genetycznej to jest osobny aspekt, który może być pozytywny, wzmacniający chęć współpracy z kimś lub deprecjonujący to. Wchodzić w relację biznesową z członkami rodziny należy świadomie. Warto zadać sobie pytanie, czy ja rzeczywiście chcę wejść z tym człowiekiem we współpracę zawodową, dlatego że mamy więzy krwi, czy dlatego że on po prostu jest dobrym specjalistą w tym, co robi i że jesteśmy w stanie się wspierać. Czasem może się okazać, że mimo iż łączą nas więzy krwi, to nie łączą nas żadne wartości czy podobne spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość, relacje z ludźmi, podejście do biznesu. Jeżeli odpowiedź brzmi „tak”, to śmiało, zaczynajcie współpracę. Jeżeli masz wątpliwości co do tego, to warto się dobrze zastanowić, czy chcemy zatrudnić daną osobę dlatego, że jest świetnym specjalistą w swojej dziedzinie, czy tylko dlatego, że łączą nas więzy krwi?
Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów.
Nadesłał:
Aneta Koszyczek
|