Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o windykacji, ale boicie się zapytać…
Windykacja jest słowem, które generalnie niezbyt dobrze się kojarzy… Tymczasem pismo z firmy obsługującej nasze zadłużenie nie jest końcem świata. Wręcz przeciwnie, może być szansą na spłatę długów i wyjście na finansową prostą.
Jak wynika z badań przeprowadzonych dla Grupy KRUK*, w sytuacji kontaktu z firmą obsługującą zadłużenie aż 81% Polaków odczuwa strach przed możliwymi konsekwencjami. To zrozumiałe, wiemy że długi należy spłacać i jeśli tego nie robimy, zwykle spodziewamy się kłopotów. Rzeczywiście, konsekwencje braku spłaty zaległości mogą być poważne, jednak pismo od firmy obsługującej zadłużenie wcale nie musi być złą wiadomością. Zwykle oznacza bowiem, że mamy jeszcze szansę na uniknięcie większości problemów i polubowne załatwienie sprawy, zanim nasz dług trafi do sądu czy komornika.
Często jeszcze pracownik firmy zarządzającej należnościami kojarzy się właśnie z komornikiem. Przed oczami od razu stają nam obrazy pieniędzy przymusowo ściąganych z pensji czy sprzętów wynoszonych z domu. Takie skojarzenia są błędne – osoba obsługująca nasze zadłużenie nie wejdzie nam na konto i nie zlicytuje pralki czy telewizora. Jej celem jest zwykle zawarcie ugody, aby interwencja komornika w ogóle nie była konieczna. Dopiero brak woli współpracy i porozumienia ze strony osoby zadłużonej prowadzi do skierowania sprawy do sądu, a w konsekwencji do egzekucji komorniczej.
Nasze doświadczenia pokazują, że Polacy są w zdecydowanej większości ludźmi uczciwymi, chcą spłacać swoje długi, a jeśli tego nie robią, to dlatego, że po prostu nie mają pieniędzy – wyjaśnia Piotr Krupa, prezes zarządu KRUK S.A. – Dlatego zawsze staramy się znaleźć jakieś polubowne rozwiązanie i zwykle rozkładamy dług na raty dopasowane do możliwości finansowych osoby zadłużonej. W tym roku wysokość przeciętnej miesięcznej raty kształtuje się w granicach 200-300 złotych. To kwota, która dla większości osób zadłużonych jest możliwa do spłaty i dzięki temu mogą one rozpocząć proces wychodzenia z długów.
Takie podejście odpowiada też rzeczywistym oczekiwaniom Polaków. Badanie przeprowadzone dla Grupy KRUK pokazuje, że w przypadku popadnięcia w długi aż 58% z nas oczekiwałoby od firmy obsługującej zadłużenie, że dług zostanie rozłożony na raty. Tylko 9% chciałoby umorzenia zaległości, a zaledwie 6% - odroczenia spłaty.
Pamiętajmy więc, że pracownik firmy obsługującej nasze zadłużenie to co prawda nie komornik, ale nie warto zwlekać z nawiązaniem z nim kontaktu. Bo czas płynie, a dług nie znika, przeciwnie - rośnie o odsetki i z czasem wizyta komornika rzeczywiście może stać się faktem. Najgorsze, co możemy zrobić, to nie reagować na pisemne wezwania do zapłaty i schować głowę w piasek. Warto jak najszybciej skontaktować się z firmą obsługującą zadłużenie, szczerze przedstawić swoją sytuację i wspólnie poszukać rozwiązania. Co ważne – to nic nie kosztuje. Firmy zarządzające wierzytelnościami nie doliczają kosztów swojej działalności do zadłużenia, zatem oddajemy tylko tyle, ile jesteśmy winni.
Wielu z nas unika spłacania należności, myśląc że zadłużenie ulegnie przedawnieniu. Z kilku powodów nie warto na to liczyć. Po pierwsze, długi po prostu powinno się spłacać, bo tak jest uczciwie. Po drugie, nasza sprawa i tak może trafić do sądu lub komornika, bo dopiero na etapie sądowym podniesienie zarzutu przedawnienia jest skuteczne. Po trzecie wreszcie – dług nie znika. Nawet po latach niesolidny dłużnik może zostać wpisany do rejestru biura informacji gospodarczej. Taki wpis oznacza, że zaciągnięcie w banku kredytu czy kupienie czegokolwiek na raty staje się właściwie niemożliwe. Zdecydowanie lepszym pomysłem jest więc ugoda z wierzycielem. Zapewnia spokój ducha i chroni przed przykrymi konsekwencjami.
*Badanie Millward Brown SMG/KRC dla Grupy KRUK przeprowadzone w dniach 5-8 listopada na reprezentatywnej grupie 1004 Polaków powyżej 18. roku życia.
Nadesłał:
Michał Matusiewicz
|